Ostatni tydzień wakacji minął bardzo szybko. Większość z niego spędziliśmy na naszej leśnej działce, którą niektórzy nazywają rajem. Tym razem rajem się nie okazała, a to za sprawą marnej pogody. Ziąb i deszcz, deszcz i ziąb, razem i osobno. Ale to też zawsze jakaś przygoda. A wczoraj wpadliśmy na chwilę na American Day organizowany przez salon Harley Davidson. Dla syna była nie lada gratka, bo masa pięknych amerykańskich samochodów, a dla mnie... spotkałam dawno niewidziane psiapsióły! A w drodze powrotnej zahaczyliśmy o Śródmieście i przedostatni dzień Festiwalu Singera. Czy ja już wspominałam, że ulicę Próżną i jej okolice kocham nad życie?
A jutro... A jutro do szkoły! Nastanie ten dzień, w którym dzieci są smutne, a mamy... się cieszą :)