Kilka lat temu sutasz świecił triumfy w rękodzielniczym świecie. Wszyscy zszywali sznurki na potęgę. Ja wtedy bardzo się wzbraniałam przed tą techniką, właśnie dlatego, że nie chciałam jak wszyscy. Jak sądzę teraz ten szał opadł i pozostali tylko najwytrwalsi, a mnie na sutasz natchnęło. Jakoś latem zeszłego roku kupiłam pierwsze sznurki i spróbowałam coś wykombinować.
Pierwsze kolczyki uszyłam oczywiście sobie, bo wszystkie prototypy trafiają do moich osobistych szkatułek. Nie oglądałam żadnych tutoriali, nic a nic, wszystko zrobiłam na czuja. Myślę, że jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle. Mnie przynajmniej na pewno świetnie się te kolczyki nosi.
Wykorzystałam tu kaboszony ceramiczne do wklejania i jaskrawe chwościki. Reszta koralików to szklane znaleziska z moich zapasów :)
Następne kolczyki zrobiłam już bardziej skomplikowane. Nie są oczywiście idealne, ale całkiem nieźle się prezentują.
Wykorzystałam tu szklane kaboszony z grafiką, kaboszony łezki oraz szklane koraliki w różnych kształtach.
Od tamtej pory uszyłam jeszcze kilka sutaszowych par, a potem rzuciłam sznurki w kąt - przegrały z beadingiem, który notabene dzięki sutaszowi odkryłam. Ale o tym kiedy indziej.